Ciekawe części szlaku i piękne widoki ze szczytów. 3 osobowa wyprawa Murowaniec-Orla Perć-Kuźnice.Muzyka:Mike Kelleher - Espionage
Orla Perć – tatrzańska legenda, uchodząca za najtrudniejszy szlak turystyczny w Polsce. Długi, pełen sztucznych ułatwień oraz mrożących krew w żyłach przepaści. To piękna trasa, dla wielu stanowiąca spełnienie górskich marzeń, ale i miejsce będące świadkiem licznych tragedii. W tym tekście zamieszczam jej dokładny opis oraz z bogatą w zdjęcia relację z przejścia. Gdyby mnie spytać o ulubiony szlak w Tatrach, bez wahania wskażę właśnie „Orlą”. Kiedyś długo była poza moim zasięgiem, a jej pierwsze przejście dostarczyło mi mnóstwa pozytywnych emocji. Mierzyłem się z niespotykanymi dotąd trudnościami, oglądałem fantastyczne panoramy, spotykałem wielu ciekawych ludzi. Z Orlej Perci zostało mi sporo miłych wspomnień, więc co jakiś czas chętnie na nią wracam. Dziś wybieram się tam już po raz czwarty. Orla Perć – podstawowe informacje o szlaku Szlak otwarto już w 1906 roku, choć wtedy miał on nieco inną formę niż ta, która przetrwała do dziś. Oryginalnie, Orla Perć prowadziła między Polaną pod Wołoszynem a Zawratem. Później fragment w okolicach Wołoszyna stał się rezerwatem, a trasę skrócono do odcinka między przełęczami Zawrat i Krzyżne. W kolejnych latach dochodziło do drobnych korekt trasy, a od 2007 roku odcinek Zawrat – Kozi Wierch stał się jednokierunkowy. Orla Perć w całości znajduje się po polskiej stronie Tatr i przebiega w rejonie dość długiej, wschodniej grani Świnicy. Celowo piszę jednak „w rejonie”, ponieważ szlak nie ma typowo graniowego charakteru i omija największe trudności, trawersując gdzieś po zboczach poniżej. Na dzień dzisiejszy, Orla Perć uchodzi za najtrudniejszy szlak turystyczny w Tatrach. Trasa w wielu miejscach jest silnie eksponowana oraz ubezpieczona setkami metrów łańcuchów, kilkudziesięcioma klamrami oraz dwoma drabinkami. Jej pokonanie jest również sporym wyzwaniem kondycyjnym. Wliczając czas potrzebny na dojście i powrót, cała wycieczka przeważnie liczy dobre kilkanaście godzin. Z kolei przejście samej Orlej Perci (bez szlaków dojściowych) szacowane jest na około 6 godzin, przy założeniu dobrych, letnich warunków oraz formy wystarczającej do bezproblemowego pokonania co najmniej 2000 metrów podejść. Nie trzeba oczywiście porywać się od razu na całość. Z „Orlą” krzyżuje się kilka innych szlaków, które można wykorzystać do wcześniejszego zejścia z trasy lub wejścia na nią w dogodnym momencie. Są to: żółty szlak przez Kozią Przełęcz (od Koziej Dolinki oraz od Doliny Pięciu Stawów),czarny szlak na Kozi Wierch,czarny szlak przez Żleb Kulczyńskiego,zielony szlak na Zadni Granat,żółty szlak na Skrajny Granat. Warto mieć jednak na uwadze, że większość z tych szlaków też najeżonych jest licznymi trudnościami, a schodzenie nimi w trudnych warunkach (na przykład przy załamaniu pogody) może być dość niebezpieczne. Dość popularne jest pokonywanie Orlej Perci fragmentami, często w dwóch lub trzech odcinkach. Przejście całości uchodzi natomiast za dość trudne i jest przeznaczone wyłącznie dla tych bardziej zaawansowanych turystów. Ze względu na techniczne trudności oraz eksponowany teren, na Orlej Perci regularnie dochodzi do licznych wypadków, w tym również śmiertelnych. Od czasu otwarcia szlaku na początku XX wieku, życie traciło tu już około 150 osób. Warto więc nie przeceniać własnych możliwości, a na wędrówkę wybierać się jedynie przy dobrej pogodnie oraz z odpowiednim wyposażeniem. W tym ostatnim, oprócz standardowo zabieranych w góry rzeczy, powinien znaleźć się również kask wspinaczkowy. W ostatnich czasach popularne staje się również używanie na Orlą Perć uprzęży i via ferratowej lonży. Osobiście nie uważam tego jednak za najlepszy pomysł, głównie ze względu na zatory, które powoduje stosowanie takiego sprzętu oraz fakt, że łańcuchy nie są przeważnie poprowadzone w sposób, który umożliwi bezpieczne zadziałanie lonży. Orla Perć – opis trasy i relacja z przejścia Dojazd do Kuźnic Tym razem padło na autobus. Ten najwcześniejszy, ruszający z Krakowa o 4:40. Z łóżka zrywam się o 3:15, ogarniam co trzeba i piechotą ruszam na dworzec. Kupuję bilet, wsiadam, czekam chwilę na odjazd. Potem przez jakieś 2 godziny jedziemy w stronę Zakopanego. Pod Tatrami czeka mnie przesiadka. Busy do Kuźnic kursują od samego rana, ale z nieco innego miejsca niż to, gdzie wysiadłem. Muszę więc tam podejść jakieś 100 czy 200 metrów. Zajmuję jedno z ostatnich miejsc, parę minut później jestem już w drodze. W Kuźnicach melduję się tuż przed 7:00. Poszło całkiem sprawnie. Dojście na Halę Gąsienicową Podchodzę do kasy, chwilę stoję w kolejce i kupuję bilet wstępu do parku narodowego. Później muszę podjąć decyzję co do szlaku, którym dostanę się na Halę Gąsienicową. Do wyboru mam niebieski przez Boczań albo żółty przez Dolinę Jaworzynkę. Czas przejścia jest podobny, więc wybór nie ma większego znaczenia. Ostatecznie, pada na Jaworzynkę – ostatnio jakoś bardziej mi się podoba. Początek jest łatwy. Wchodzę do lasu i idę chwilę wzdłuż potoku również noszącego nazwę Jaworzynka. Później trafiam na otwarty teren i przez jakiś czas maszeruję przy płaskiej polanie z kilkoma zabytkowymi szałasami. Ta także została nazwana Jaworzynka. Poranne przejście przy Polanie Jaworzynce. Za polaną znów wchodzę między drzewa i zaczynam podchodzić delikatnie wnoszącą się ścieżką. Niedługo później docieram do miejsca odpoczynku z drewnianym stołem i ławkami. Mijam je, po czym zgodnie z kierunkiem szlaku odbijam w prawo. Tu zaczyna się bardziej strome podejście, wytyczone po zboczu Małej Królowej Kopy. Ścieżka prowadzi początkowo lasem, później przez chwilę prezentuje widok na skaliste zbocza Zawratu Kasprowego. Nieco bardziej stromy odcinek żółtego szlaku. Podchodzę tak kilka minut, stopniowo wznosząc się ponad dno doliny. Później szlak skręca i kieruje mnie głębiej między drzewa, na wąską, wciąż dość stromą ścieżkę, czasem oferującą ciekawe widoki na północną stronę. Szlak w końcu doprowadza mnie na Przełęcz Między Kopami, gdzie dociera również druga trasa z Kuźnic. Tu zmieniam kolor na niebieski i ruszam dalej w stronę Hali Gąsienicowej. Przełęcz Między Kopami. W tle niezły widok na Giewont. Przez chwilę podchodzę jeszcze po szerokiej, wygodnej ścieżce. Później trafiam na płaską i rozległą Królową Rówień, gdzie pojawiają się pierwsze widoki na pełne pięknych szczytów otoczenie Doliny Gąsienicowej. Niebieskim szlakiem w stronę Hali Gąsienicowej. Za Królową Równią zaczyna się zejście, które po kilku minutach marszu doprowadza mnie na Halę Gąsienicową. Piękne miejsce, niewątpliwie warte zatrzymania się i zrobienia kilku zdjęć. Wejście na Halę Gąsienicową. Na hali niebieski szlak rozdziela się na dwa warianty: jeden prowadzi w stronę schroniska PTTK Murowaniec, drugi omija je i zmierza ku położonemu trochę dalej na południe skrzyżowaniu szlaków. Dziś decyduję się na drugą z opcji. Czarny Staw Gąsienicowy Tak właściwie, to skrzyżowania są dwa. Na pierwszym zaczyna się czarny szlak prowadzący przez Dolinę Zieloną Gąsienicową na Świnicką Przełęcz, na drugim kolor niebieski spotyka się z żółtym, który ciągnie się tu od Krzyżnego w stronę Kasprowego Wierchu. Docieram do drugiego rozdroża i nadal trzymając się niebieskiej trasy, skręcam na południe, ku Czarnemu Stawowi Gąsienicowemu. Skręt w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Szlak wiedzie chwilę wśród wysokiej kosówki, później na moment wchodzi do lasu. Opuszczam go parę minut później, mając przed oczami parę ciekawych szczytów stanowiących bezpośrednie otoczenie doliny. Po lewej stronie mam ładny widok na Żółtą Turnię, natomiast po prawej ciągnie się grań Małego Kościelca. Niebieski szlak przebiega tu zboczem Małego Kościelca, w pewnej wysokości ponad dnem doliny. Praktycznie cały odcinek jest dość płaski i pozbawiony trudności. Jedynie pod koniec muszę trochę podejść ponad taflę jeziora, a później obniżyć niemal do jej poziomu. Tuż przed dotarciem nad taflę Czarnego Stawu. W tle widoczna piramida Kościelca. Niebieskim Szlakiem na Zawrat Nad stawem urządzam sobie parę minut przerwy, po czym ruszam po niebieskim szlaku dalej, w stronę Zawratu. Idę chwilę blisko północnego brzegu, następnie zaczynam odchodzić wschodni. Kamienny chodnik prowadzi tu bardzo blisko wody, co sprawia, że czasem, na przykład po paru dniach ulewnego deszczu, szlak jest podtopiony. Dziś nie mam jednak z tym odcinkiem żadnych problemów. Niebieski szlak nad brzegiem Czarnego Stawu Gąsienicowego. Stąd dobrze widać zarówno Kościelec, jak i Zadni Kościelec (po jego lewej stronie). Z czasem ścieżka zaczyna się wznosić i oddalać od stawu. Mija jego południowy brzeg, po czym zmierza dalej ku masywom Małego Koziego Wierchu i Koziego Wierchu. Tam teren robi się bardziej wymagający. Zaczynają się podejścia, a na niektórych, pojedynczych odcinkach konieczna może być pomoc rąk. Dłuższą chwilę podchodzę przy skałkach, później docieram do rozdroża szlaków. Niebieski wiedzie dalej na Zawrat, żółty skręca w stronę Koziej Dolinki, skąd można wejść na Kozią Przełęcz, Zadni Granat lub do Żlebu Kulczyńskiego. Szlak na Zawrat – okolice skrzyżowania niebieskiego i żółtego szlaku. Mijam skrzyżowanie i nadal trzymając się koloru niebieskiego zaczynam podchodzić do Zawratowego Żlebu, którzy opada w tę stronę z przełęczy. To nim prowadzi zimowa wersja tego szlaku. Teraz skręcam jednak ku skałkom, które wznoszą się po lewej stronie nad jego płytkim dnem. Podejście w stronę Zawratowego Żlebu. Wejście na skałki po lewej stronie żlebu. Robi się stromo, ponownie muszę sięgać po pomoc rąk. Wkrótce pojawiają się pierwsze łańcuchy, które ubezpieczają lekko eksponowane odcinki trasy. Kawałek dalej, w ścianie znajdują się również 3 klamry, która pomagają w przejściu wąskiego fragmentu szlaku. Jeden z najtrudniejszych odcinków szlaku na Zawrat. Za klamrami czeka też parę innych atrakcji. Bywa stromo i z niewielkimi ekspozycjami, ale generalnie nie jest to jakoś szczególnie wymagający teren. A na pewno nie trudniejszy od Orlej Perci, którą będę się za niedługo poruszał. Kolejna seria łańcuchów w drodze na przełęcz Zawrat. Sztuczne ułatwienia ciągną się już niemal do samej przełęczy. Znikają dopiero tuż pod koniec, gdzie szlak wchodzi do żlebu i prowadzi do góry jego lewą stroną w nieco kruchym terenie. Patrząc na skały po prawej, można dostrzec wykutą w nich, niewielką kapliczkę. Docieram na przełęcz i decyduję się na parę minut odpoczynku. Właśnie pobiłem swój rekord wejścia na Zawrat – od Kuźnic zajęło mi to niecałe 2,5 godziny. Obawiam się nawet, czy nie było to przesadą i zbyt lekkomyślnym trwonieniem sił. Wciąż czuję się jednak dobrze, więc nie myślę zbyt długo o potencjalnych problemach, które mogą pojawić się na dalszej trasie. Pora na jedzonko i oglądanie ładnych widoków, które roztaczają się stąd praktycznie ze wszystkich kierunkach. Orla Perć – odcinek od Zawratu do Koziej Przełęczy Orla Perć zaczyna się po mojej lewej stronie, zaraz za tabliczką informującą o jednokierunkowym przebiegu szlaku. Po przerwie mijam ją i zaczynam marsz w stronę trzech widocznych na poniższym zdjęciu wierzchołków. Dwie pierwsze (chyba) nie zostały nazwane, ostatnim jest szczyt Małego Koziego Wierchu. Zawrat – początek Orlej Perci. Za znakiem widoczny fragment grani Małego Koziego Wierchu. Do pierwszego z wierzchołków zbliżam się od prawej strony. Z trawiastej ścieżki szybko wchodzę na skały, gdzie już po chwili pojawiają się pierwsze łańcuchy. Wychodzę na szczyt, niedługo później drugi, a później zbliżam do wierzchołka Małego Koziego Wierchu. Tu również występują liczne łańcuchy, choć sam teren nie jest jeszcze szczególnie wymagający. Ubezpieczone łańcuchami podejście w stronę Małego Koziego Wierchu. Na Małym Kozim Wierchu. Za wierzchołkiem czeka mnie zejście na Zmarzłą Przełączkę Wyżnią. Dość strome i ubezpieczone licznymi łańcuchami. To już nieco trudniejszy fragment, co sprawia, że trafiam tu na pierwszy konkretniejszy zator. Obejść tego nie sposób, więc zanim ruszę dalej, mija dobrych kilka minut. Ze Zmarzłej Przełączki Wyżniej, na stronę północną opada żleb Honoratka. Orla Perć prowadzi przez chwilę jego prawą, dość eksponowaną stroną. Później zaczynam nieco łatwiejszy trawers Zmarzłych Czub, trochę poniżej postrzępionej grani. Przejście Żlebem Honoratka, tuż poniżej Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Na grań i tak wchodzę. Mam tam po pokonania kilka skośnych, dość gładkich płyt, które również ubezpieczono łańcuchami. Z tego miejsca rozciąga się bardzo fajny widok na strome ściany Zamarłej Turni. Łańcuchy na grani Zmarzłych Czub. Z grani mam świetny widok na strome ściany Zamarłej Turni oraz położony nieco dalej Kozi Wierch. Za granią czeka mnie ubezpieczone żelastwem zejście, potem jeszcze chwila trawersowania, a następnie docieram na Zmarzłą Przełęcz z charakterystycznym „Chłopkiem” – samotną, pionową skałką o wysokości kilku metrów. Charakterystyczny, stojący kamień na Zmarzłej Przełęczy. Schodzę z przełęczy, obchodzę Zamarłą Turnię od północy, a następnie zaczynam nabierać wysokości po łańcuchach i klamrach. Wkrótce docieram na wypłaszczenie kończące się przepaścią. Spoglądam w dół i widzę tę legendarną, kilkumetrową drabinkę, dla wielu będącą symbolem Orlej Perci. Obejście Zamarłej Turni. Kilka klamer i łańcuchów na skałach Zamarłej Turni. Słynna drabinka nad Kozią Przełęczą. Zanim jednak mogę dotknąć szczebli owej drabinki, muszę swoje odczekać w kilkuosobowej kolejce. W międzyczasie mogę się porozglądać po okolicy, szukając dla tej drabinki jakiejś alternatywy. Niestety – tutejsze ściany są zbyt strome, by było to możliwe dla kogoś kto nie jest naprawdę zaawansowanym wspinaczem. Choć z drugiej strony, wiem, że drabinkę faktycznie da się obejść, ale wymaga to zacznie wcześniejszego skręcenia w lewo, ku Koziej Przełęczy. Obracam się i powoli schodzę w dół. Ze względu na staje mocowania, drabina lekko się chwieje, co niektórym może dostarczyć dodatkowych nerwów. Konstrukcja jest jednak bezpieczna i regularnie sprawdzana przez TOPR, więc nie ma się co obawiać korzystanie z tej wiekowej, choć wciąż niezłej jakości atrakcji. Poniżej drabinki znajduje się jeszcze kilka odcinków łańcuchów oraz klamry ubezpieczające zejście po gładkiej płycie. To ostatnie miejsce uchodzi za jedno z trudniejszych na całym szlaku. Wymaga bowiem użycia sporej siły przy trzymaniu się łańcucha i ostrożnego schodzenia po stromej, pozbawionej stopni skale. Drabinka oraz dalszy ciąg zejścia na Kozią Przełęcz widziany z podejścia na Kozie Czuby. Orla Perć – odcinek od Koziej Przełęczy do Koziego Wierchu Na wąskiej, ciasnej przełęczy raczej nie ma się co zatrzymywać. Tłok tu spory, a widoki mocno ograniczone przez wysokie skały po obu stronach. Poza ruszać dalej. Z Koziej Przełęczy szlak przez chwilę schodzi na południową stronę, ku Pustej Dolince. Ten odcinek również ubezpieczony jest łańcuchami i trzyma się lewej strony kruchego żlebu. Później zaczyna wspinać na skałki, po czym skręca ku klamrom prowadzącym na ścianę Kozich Czub. Podejście na Kozie Czuby. W tle po lewej stronie widać zejście z Zamarłej Turni na Kozią Przełęcz. Ponad klamrami czeka na mnie jeszcze sporo łańcuchów, które już w nie aż tak trudnym terenie prowadzą na grań Kozich Czub. Fragment niewątpliwie ciekawy, urozmaicony, ale też nieco wymagający kondycyjnie. Pełne sztucznych ułatwień podejście na Kozie Czuby. Przez chwilę przechadzam się po grani Kozich Czub, po czym podchodzę jeszcze trochę do góry. Oczywiście, znów przewijają się tutaj łańcuchy i zamontowane w skałach klamerki. Kawałek dalej docieram do stromego, wąskiego kominka, który z Kozich Czub nurkuje ostro w dół, ku Zmarzłej Przełęczy. To kolejne z miejsc, które można by wpisać na listę najtrudniejszych na całej „Orlej”. Najpierw, w eksponowanym terenie, trzeba się jakoś dostać do sztucznych ułatwień, a potem przy ich pomocy zejść niemal pionowo w dół. Przyda się nieco siły, warto też uważać na gładką skałę. Strome i dość ciężkie zejście z Kozich Czub. A tak wygląda to miejsce od drugiej strony przełęczy. Po zejściu na Kozią Przełęcz Wyżnią rozpoczyna się podejście na Kozi Wierch. Strome, dość długie i potrafiące zmęczyć. Pewnie nie będzie też zaskoczeniem, jak napiszę, że w wielu miejscach pojawiają się tu łańcuchy i klamry. Strome podejście na Kozi Wierch. Stromizna nagle kończy się, a ja zauważam wokół siebie tłum ludzi przesiadujących na wierzchołku. To miejsce zawsze jest mocno zatłoczone, nie tylko ze względu na niezłe widoki, ale i stosunkowo łatwe podejście od strony Doliny Pięciu Stawów. Mierzący 2291 szczyt jest najwyższym punktem na Orlej Perci, a także najwyższym szczytem Polski, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko te, które w całości znajdują się na terytorium naszego kraju. Miejsce to można również uznać za (mniej więcej) środek Orlej Perci, jak również punkt, gdzie „najgorsze” już za nami. Kolejne fragmenty faktycznie będą już nieco łatwiejsze. Widoki z Koziego Wierchu w stronę Zawratu i Świnicy (to ten najwyższy, dwuwierzchołkowy szczyt na środku zdjęcia). Widok w stronę Doliny Pięciu Stawów. Orla Perć – odcinek od Koziego Wierchu do Skrajnego Granatu Ze względu na moją lekką niechęć do tłumów postanawiam nie robić przerwy na tym szczycie i od razu rozpoczynam zejście. Zgodnie z tym, co napisałem już w poprzednich akapitach, ten odcinek nie należy do wymagających. Klamry i łańcuchy znikają, a ręce będą miały trochę czasu na odpoczynek. Mimo małych trudności technicznych, nie warto jednak rozluźniać uwagi. Zejście z wierzchołka Koziego Wierchu jest kruche i w wielu miejscach nietrudno o poślizgnięcie na sypkim podłożu. Trzeba też uważać na luźne kamienie, potencjalnie strącane przez innych turystów. Schodząc ze szczytu śledziłem dwa kolory: czerwień Orlej Perci oraz znakowaną na czarno trasę do Doliny Pięciu Stawów. Wkrótce jednak szlaki się rozdzielają, co sprawia również, że w okolicy robi się mniej tłoczno. Wiele osób kończy zresztą w tym miejscu swoją przygodę z „Orlą”, resztę pozostawiając na kolejny dzień lub inną wycieczkę. Nieco kruche zejście z Koziego Wierchu. Na dalszym odcinku poruszam się po wygodnym chodniku trawersując Kozi Mur – grań ciągnącą się pomiędzy Kozim Wierchem a Buczynową Strażnicą. Ścieżka przez pewien czas jest płaska, dopiero później wznosząc się nieco bardziej do góry. Kilka razy pojawia się też konieczność użycia rąk. Po krótkim podejściu szlak wyprowadza mnie w okolice Buczynowej Strażnicy, której wierzchołek znajduje się kilka, może kilkanaście metrów od znakowanej trasy. Choć nie ma to większego znaczenia, ciężko mi sobie odmówić tej ponadprogramowej atrakcji, więc poświęcam dodatkową minutę na jej zdobycie. Później wracam na szlak i w lekko eksponowanym ternie docieram na wąską Przełączkę nad Buczynową Dolinką. Przełączka nad Buczynową Dolinką. Na przełączce Orla Perć skręca w lewo i przez jakiś czas prowadzi dnem Żlebu Kulczyńskiego. Ten jest dość stromy, miejscami kruchy i z pewnością wymagający sporej uwagi. Akurat tutaj nie ma co liczyć na żadną pomoc ze strony metalowych ułatwień. Zejście Żlebem Kulczyńskiego. Po chwili schodzenia dnem, szlak zbacza do prawej strony żlebu i przez chwilę prowadzi po tamtejszych skałkach. Potem opuszcza żleb i po niezbyt trudnej ścieżce prowadzi w stronę Czarnego Mniszka – niewielkiej turni, pod którą znajduje się wąski, stromy komin. Przejście w stronę Czarnego Mniszka. Wspinam się po ubezpieczonym klamrami i łańcuchem kominie, po czym przez chwilę trawersuję grań Czarnych Ścian. Ten odcinek znów należy do niezbyt wymagających. Minąwszy Czarne Ściany dostaję się na Zadnią Sieczkową Przełączkę, za którą zaczyna się wygodne podejście na Zadni Granat. Praktycznie na sam szczyt można dostać się po kamiennych chodniku. Zadnia Sieczkowa Przełączka i łatwe podejście na Zadni Granat. Na Zadnim Granacie znów trafiam na kilkunastoosobowy tłumek, więc nie mam zamiaru zostawać tu zbyt długo. Szczyt jest jednak całkiem fajnym punktem widokowym, z którego można podziwiać przebyte już fragmenty „Orlej” oraz większość tego, co czeka na dalszej drodze. Widok z Zadniego Granatu w stronę przełęczy Krzyżne. Spojrzenie za siebie, na przebyty już odcinek szlaku. Z wierzchołka schodzę po nieszczególnie trudnych skałkach, a następnie kieruję się w stronę Pośredniego Granatu, mijając jeszcze po drodze Pośrednią Sieczkową Przełączkę. Początek zejścia z Zadniego Granatu. Nieco dalej widać już wygodną ścieżkę wprowadzającą na Pośredni Granat. Przechodzę przez wierzchołek, po czym zaczynam kolejne zejście, tym razem ku Skrajnej Sieczkowej Przełączce. Te fragment jest już nieco bardziej wymagający. Idę po miejscami stromych skałkach, czasem korzystając w pomocy rąk. Przed dotarciem na przełączkę muszę też przedostać się przez około metrowej szerokości szczelinę. To kolejne „kultowe” miejsce na Orlej Perci. Pod nogami mam kilka metrów przepaści, nad którą wisi pojedynczy łańcuch. Miejsce mogę przejść dużym krokiem korzystając z jego pomocy, przeskoczyć (nic szczególnie ryzykownego, choć wymaga nieco pewności siebie i suchej skały) albo obejść dołem, schodząc kilka dodatkowych metrów. Sam decyduję się na skok. Skrajny Granat widziany z Pośredniego. Słynna szczelina pomiędzy Pośrednim a Skrajnym Granatem. Zdjęcie wykonane z obejścia poniżej. Minąwszy przełączkę zaczynam trwające kilka minut podejście na Skrajny Granat. Dość łatwe, często prowadzące po wygodnie ułożonych stopniach. Chwilę później docieram na szczyt, gdzie urządzam sobie krótką przerwę na uzupełnienie kalorii. Orla Perć – odcinek od Skrajnego Granatu do Krzyżnego Zaczynam zejście ze Skrajnego i praktycznie od razu trafiam na kolejną serię łańcuchów. Od minięcia Koziego Wierchu nie było ich za wiele, ale teraz trudności wracają na dobre. W pierwszej kolejności muszę przejść przez kilka dość gładkich i momentami eksponowanych płyt. Później szlak prowadzi po krętej ścieżce, która choć łatwiejsza technicznie, też wymaga sporo uwagi. Wszystko to ze względu na kruchy teren, pełen mniejszych i większych kamieni. Łańcuchy na zejściu ze Skrajnego Granatu. Nim jednak dostanę się na Granacką Przełęcz, czeka mnie jeszcze jedno, dość nieprzyjemne miejsce. Muszę zejść krótkim i płytkim żlebem, w którym pełno drobnego, uciekającego spod nóg żwiru. Ten fragment również ubezpieczony jest kilkoma łańcuchami. Na przełęczy skręcam w lewo i zaczynam schodzić prawą krawędzią opadającego stąd żlebu. Trwa to krótką chwilę, po której opuszczam żleb wąską, eksponowaną ścieżką, która trawersuje ściany Owczych Turniczek. Ubezpieczone łańcuchami zejście z Granackiej Przełęczy. Kawałek dalej ubezpieczenia (tylko na moment znikają), a przede mną wyrasta druga z występujących na Orlej Perci drabinek. Tą idzie się jednak do góry i raczej nie wiąże się z jakimiś większymi trudnościami. Druga drabinka, wyprowadzająca na Orlą Przełączkę Niżnią. Ponad drabinką czeka Orla Przełączka Niżnia, a za nią trawers strzelistej turni nazwanej Orlą Basztą. Obchodzę ją od południa i kawałek dalej docieram do wąskiego, stromego kominka pełnego klamer i łańcuchów. To kolejne z dość wymagających miejsc na Orlej Perci. Stromy kominek ze sztucznymi ułatwieniami. W tle przełęcz Pościel Jasińskiego. Po udanym zejściu trafiam na szeroką, pełną trawek przełęcz noszącą nazwę Pościel Jasińskiego. Idę przez chwilę wygodną ścieżką, po czym trafiam na kolejny wymagający fragment – trawersując Buczynowe Czuby najpierw muszę trochę się obniżyć, z później pokonać kilka gładkich płyt nad przepaścią. Tu również pełno jest sztucznych ułatwień. Eksponowany trawers Buczynowych Czub. Z czasem teren robi się łatwiejszy. Mijam kilka postrzępionych skałek, momentami przechadzam się po wygodnej, wydeptanej w trawie ścieżce. Docieram na Przełęcz Nowickiego, a później ruszam dalej w kierunku Wielkiej Buczynowej Turni. Przełęcz Nowickiego oraz Wielka Buczynowa Turnia. Idąc w kierunku turni mijam parę ciekawych, postrzępionych skałek, a później zaczynam ją obchodzić od południa. Tu odcinki nieco trudniejsze (zejścia z łańcuchami) przeplatają się z wygodnymi ścieżkami wśród trawek. Niezbyt trudny marsz w kierunku Wielkiej Buczynowej Turni. Ominiecie turni od południa. Minąwszy Wielką Buczynową Turnię schodzę jeszcze trochę poniżej Buczynowej Przełęczy, po czym zaczynam wspinaczkę w opadającym z niej żlebie. Oczywiście, znów w towarzystwie łańcuchów i dość stromo do góry. Wspinaczka w żlebie pod Buczynową Przełęczą. Na samą przełęcz nie docieram. W pewnej chwili odbijam w prawo, a dalszy fragment podchodzenia odbywa się po ścianie Małej Buczynowej Turni. Łańcuchy ciągną się spory kawałek. Później znikają, a ja przez chwilę przechadzam się wyłożonym kamieniami chodnikiem poniżej grani. W końcu ku niej skręcam i wdrapuję na szczyt Małej Buczynowej Turni. Mała Buczynowa Turnia. Schodząc z turni dobrze widzę już metę, czyli szeroką, otoczoną trawkami Przełęcz Krzyżne. Zostało mi do niej kilka, może kilkanaście minut marszu. Jednak najpierw muszę jeszcze obejść dwie niewielkie kulminacje grani. Pierwszą jest turnia Ptak, drugą Kopa nad Krzyżnem. Szlak Orlej Perci omija je obie od południa, prowadząc mnie po niesprawiającej problemów, w miarę równej ścieżce. Łańcuchów już nie ma, rąk używam okazjonalnie. Trawers pod turnią Ptak. Omijam Ptaka, przechodzę przez Przełączkę pod Ptakiem, w końcu szeroką ścieżką trawersuję Kopę. Później trafiam na Krzyżne, gdzie przesiaduje parę osób, które albo właśnie skończyły przejście Orlej Perci, albo dostały się tutaj żółtym szlakiem od strony Doliny Pańszczycy (trasa do Doliny Pięciu Stawów jest obecnie w trakcie krótkiego remontu). Wejście na Przełęcz Krzyżne. No i udało się! Czwarte w życiu przejście „Orlej” zakończone sukcesem, choć niestety nie udało się mi pobić poprzedniego rekordu. Chciałem złamać 3 godziny i 30 minut, ostateczny czas był bliższy wartości 3:45. Trochę szkoda, ale część winy łatwo mi zrzucić na liczne zatory na szlaku. Myślę, że z tego powodu straciłem dziś dobre pół godziny. Zejście z przełęczy Krzyżne Odpoczywam kilku minut, po czym skręcam w stronę Doliny Pańszczycy i zaczynam zejście. Początek jest nieco stromy oraz kruchy, więc wymaga niemniej ostrożności niż niektóre fragmenty ukończonej właśnie Orlej Perci. Zejście z Krzyżnego w stronę Doliny Pańszczycy. Marsz w dół zbocza trochę się ciągnie, choć nie przysparza mi żadnych trudności technicznych. Później ścieżka łagodnieje i zaczyna prowadzić po kamiennym chodniku przez malowniczo położną dolinkę. Pańszczyca to raczej spokojne miejsce. Leży na uboczy, w górnej części ma tylko jeden, dość długi szlak. Tłoku nie ma tu chyba nigdy – większość okolicznego ruchu turystycznego koncentruje się w okolicy położonej nieco dalej Dolinie Gąsienicowej. Im niżej schodzę, tym bardziej płaska staje się ścieżka. Nie znaczy to jednak, że wszystkie podejścia już za mną. Jedno czeka mnie jeszcze w okolicach Wielkiej Kopki, a drugiej na grzbiecie Żółtej Turni, kawałek za minięciem Czerwonego Stawu. Żółtym szlakiem przez Dolinę Pańszczycę. Przejście przy Czerwonym Stawie. Po wdrapaniu się na zbocze skręcam w stronę Hali Gąsienicowej i ponownie zaczynam schodzić. Na tym etapie poruszam się głównie gruntową ścieżką prowadzącą pośród niskiej kosówki. Przejście zboczem Żółtej Turni. W tle widać położony w okolicach schroniska Las Gąsienicowy. W drodze do Murowańca przecinam jeszcze ładnie położony potok z kilkoma niewielkimi spiętrzeniami, później idę chwilę przez Las Gąsienicowy. Tam żółty szlak najpierw łączy się z kolorem zielonym, a następnie również z czarnym. W końcówce wspólnie prowadzą mnie pod otoczone setkami turystów schronisko. Przejście przez strumień spływający ze zboczy Żółtej Turni. Droga do Kuźnic Mijam budynek i docieram do niebieskiego szlaku. Tam odbijam na północ i zaczynam przejście przez Halę Gąsienicową, a następnie pokonuję niedługie podejście prowadzące w stronę Królowej Równi. Przeważnie jestem tu już dość zmęczony i mam serdecznie dość każdego nabieranego metra. Dziś idzie jednak dość dobrze, co sprawa mi niemałą radość. To tu dostrzegam realną szansę, by całą tę wycieczkę zamknąć poniżej 9 godzin (cóż, robię tę trasę nie po raz pierwszy, więc mam ochotę podejść do tego trochę bardziej „na sportowo”). Przechodzę przez Rówień, po czym schodzę kawałek ku Przełęczy Między Kopami. Tu do wyboru mam dwie prowadzące do Kuźnic drogi. Decyduję się na tę samą wersję co rano, czyli Dolinę Jaworzynkę. Skręcam w lewo i na jakiś czas znikam między drzewami. Przez kilkanaście, może dwadzieścia-parę minut schodzę zboczami Małej Królowej Kopy. W końcu docieram na dno doliny, a szlak przykleja się do płynącego nią potoku. Stąd już bez większych wyzwań docieram do Kuźnic, kończąc przejście z czasem około 8 godzin i 45 minut. Powrót przez Dolinę Jaworzynkę. Powrót do domu Wciąż jest dość wcześnie, więc nie brakuje podstawionych na parkingu busików. Wsiadam do pierwszego z nich, chwilę czekam, a później jadę kilka minut w stronę Zakopanego. Pojazd opuszczam na ostatnim przystanku, z którego kieruję się na teren dworca autobusowego. Wchodząc tam zauważam, że kurs do Krakowa właśnie startuje. Pech czy szczęście? Okaże się już za chwilę. Macham do kierowcy, a ten… zatrzymuje się i otwiera drzwi. A więc szczęście. Przesiadka poszła sprawnie, podobnie jak powrót Zakopianką. W tygodniu raczej nie ma tu kilkugodzinnych korków. Podsumowanie i trochę przemyśleń Ostatni raz całą Orlą Perć przeszedłem 3 lata temu, w wakacje 2017 roku. Dziś, po tej trwającej trochę przerwie, pokonałem ją po raz czwarty. Bardzo fajnie było wrócić na ulubiony szlak, choć muszę też przyznać, że trochę się on zmienił. Gdy byłem tu ostatnio, kasku nie miał praktycznie nikt. Obecnie, znaczna większość turystów ten sprzęt posiada i wydaje się być bardziej świadoma czyhających zagrożeń. Choć z drugiej strony, może to tylko część górskiej mody. Inna związana ze sprzętem rzecz to lonże i uprzęże. Niektórzy traktują Orlą Perć jak via ferratę, przypinając się na łańcuchach i innych metalowych ułatwieniach. Swoje zdanie na ten temat już wyraziłem, teraz zwracam tylko uwagę na coś, czegoś przy wcześniejszych przejściach „Orlej” nie zauważyłem ani razu. Nie sposób pominąć też spory wzrost liczby turystów. Choć słyszałem i czytałem o różnych zatorach w Tatrach, sam miałem szczęście na nie nie trafiać. Wystarczyło wyruszyć odpowiednio wcześnie i o kolejkach nie było mowy. A teraz? Przy dzisiejszym przejściu nie pomógł nawet środek tygodnia, wczesny autobus i bardzo szybkie wejście na Zawrat (niecałe 2,5 godziny z Kuźnic). Konsekwencje większego ruchu nie kończą się jednak na blokowaniu łańcuchów. Mam wrażenie, że zmieniła się też „klimat” tego szlaku. Mało kto się przywita, ciężej wdać się w spontaniczną pogawędkę, nie mówiąc już o rzeczach pokroju dzielenia się z kimś jedzeniem na szczycie. Doświadczałem tego w przeszłości, dziś trasa nie miała już tego uroku. Trochę szkoda. I jeszcze jedno: zmieniłem się także ja. Mam lepszą formę, większe doświadczenie oraz umiejętności. Pierwsze przejście Orlej Perci było dla mnie sporym sukcesem, wręcz pewnego rodzaju przełomem w górach. Teraz mam za sobą „gorsze rzeczy”. O przejściu tego szlaku nie myślę już w kontekście ambitnego wyzwania, a raczej sentymentalnego powrotu lub wręcz areny do robienia czegoś więcej: może szybciej, może nie korzystać z łańcuchów, może przejść kawałek zimą? Nie piszę tego oczywiście po to, by się czymkolwiek chwalić albo deprecjonować trudności tego szlaku. Chodzi raczej o moją własną perspektywę i to, jak zmieniło ją dobre 100 wizyt w górach (nie tylko Tatrach), które miały miejsce między tym a wcześniejszym przejściem Orlej Perci. Bo „Orla” dla mnie to jedno, ale bardziej obiektywnie patrząc, to wciąż najtrudniejszy z polskich szlaków, pełen zagrożeń i regularnie pochłaniający ludzie życia. W każdych warunkach należy podchodzić do niego z odpowiednim respektem, być wypoczętym i dobrze przygotowanym. Myślę też, że nie warto zabierać się za niego zbyt wcześnie. Lepiej schodzić najpierw inne trasy, okiełznać lęki, zebrać doświadczenie i poczekać na odpowiednie warunki. Wtedy na pewno się zrewanżuje, dostarczając mnóstwa frajdy i satysfakcji z przejścia tej – co by nie było – tatrzańskiej legendy. Mapa pokonanej trasy:
- У утиպ освуգ
- Τεշዌշощ υζук ቢςаትէнтεኇю ωςև
- ሎ зե
- Фяψኽ θмаፕ уфаρխγιс
- Уሜеձιч ուгመр
- ጨሤλокрጎշε у
Wręcz kultowym i bardzo chętnie odwiedzanym przez turystów, jest WC nad przepaścią. Jest to najwyżej usytuowana sucha toaleta w Tatrach - poza schroniskiem. Schronisko pod Rysami - Chata pod Rysmi. Kilka lat temu zmodernizowane. Schronisko jest otwarte tylko w sezonie letnim (16.6. – 31.10.) Nocleg osoba / noc 24 EUR.
Daniel, z którym jeździłem zawsze w góry miał takie marzenie, żeby przejść Orlą Perć. Niegdyś powiedział, że kiedy będą suche warunki w Tatrach, to będzie chciał spróbować tego przejścia. Minął już prawie rok i nic nie wskazywało, że coś się zmieni w tej kwestii. Nieoczekiwanie jednak październik pozwolił zrealizować jego plan. Kilka dni wcześniej wszystkie prognozy pogody na pierwszego października zapowiadały ciepły, suchy i słoneczny dzień, a w Tatrach szlaki miały być idealne. Zdecydowaliśmy, że kiedy wrócę z drugiej zmiany z pracy do domu, to od razu wsiądę do samochodu Daniela i pojedziemy bezpośrednio w góry. W samochodzie obliczyliśmy czas potrzebny na przejście całej Orlej Perci oraz wszystkich tras dojściowych i powrotnych. Naszą trasę wyceniliśmy na około czternaście godzin. Z Kuźnic na Zawrat daliśmy sobie cztery godziny czasu, na Orlą Perć sześć godzin i na powrót cztery godziny. Na miejsce dojechaliśmy o w nocy. Bez zastanowienia wyruszyliśmy w góry. Podchodząc w okolice rozdroża na Nosal zauważyliśmy, jak bardzo jest ciepło. W środku nocy i to w październiku szliśmy w koszulkach z krótkimi rękawami! Podejście na Boczań bardzo mi się dłużyło, ponieważ, kiedy poznawałem Tatry, w ciągu sześciu dni przechodziłem go aż dwanaście razy, więc myślę, że mi wystarczy już tego szczytu na kolejne lata... Podejście przez Dolinę Jaworzyny nie wchodziło w grę, bo zależało nam na czasie i jak najszybszym rozpoczęciu szlaku właściwego. Do Murowańca szliśmy szybkim tempem. Dopiero nad Czarnym Stawem Gąsienicowym zatrzymaliśmy się, kiedy niebo zaczęło się rozjaśniać. Była jeszcze noc. Daniel rozstawił aparat na statywie i zaczął fotografować gwiazdy oraz podejście na Zawrat na tle rozgwieżdżonego nieba. Przyznam, że zdjęcia robiły wrażenie. Rozpoczęliśmy podejście na Zawrat. Czarny Staw Gąsienicowy dość szybko zniknął nam za skałami, a Daniel mógł się rozgrzać przed Orlą Percią, ponieważ na trasie było mnóstwo ubezpieczeń w postaci klamer i łańcuchów. Na tym etapie spojrzeliśmy do góry, ponieważ szczyty oświetlały pierwsze promienie słońca. Wyróżniały się wśród reszty, jeszcze zacienionych gór. Daniel i tu przystanął, żeby sfotografować ten piękny widok. Dalsze wchodzenie przebiegało bardzo sprawnie. Wszelkie trudności na dojściu na Zawrat nie sprawiały Danielowi problemów, dlatego na przełęczy stanęliśmy o godzinie rano. Widok był niecodzienny! Trawy przyjęły niezwykle rdzawych barw, a to wszystko oświetlało wczesnoporanne słońce. Zadni Staw dodatkowo podkreślał piękno tego rejonu. Jako, że widok bardzo cieszył nasze oczy przystanęliśmy na chwilę, by zrobić kilka zdjęć oraz nacieszyć się tym widokiem, który zmieniał się bardzo szybko. Dodatkowo Daniel w trakcie wchodzenia na Zawrat zwrócił uwagę na Zmarzły Staw, który faktycznie już zamarzał i teraz mógł na niego spojrzeć z wysokości. Zaczęliśmy szlak właściwy. Daniel widział wiele zdjęć z różnych jego etapów, dlatego chciał to wszystko zobaczyć na własne oczy. Ja natomiast pierwszy raz, w 2007 roku, bałem się bardzo, toteż chciałem zobaczyć, jak będę się czuł teraz. Przez ostatnie trzy lata zdążyłem poznać całe Tatry polskie i słowackie znakowanymi szlakami turystycznymi, dlatego pomyślałem, że tamtejszy strach powinien u mnie przeminąć. Orla Perć zaczyna się od skalistego podejścia przeplatanego gładkimi płytami ale podeszwa bardzo dobrze się nich trzymała. Szybko doszliśmy na szczyt Małego Koziego Wierchu 2228 m skąd rozpoczęło się zejście w całości ubezpieczone łańcuchami. Kiedyś bałem się tego miejsca najbardziej, ale teraz wydawało mi się normalne i podziwiałem widoki dookoła. Przejście Zmarzłymi Czubami to kolejne ubezpieczone miejsce z wieloma trudnościami na trasie. Daniel pokonywał je bardzo sprawnie. Najbardziej z tego fragmentu utkwił mi w pamięci ogromny kamień stojący na krawędzi urwiska. Wyglądał, jakby ktoś postawił go na cienkiej nóżce. Mieliśmy wrażenie, że można go lekko pchnąć i poleci w przepaść. Okazało się jednak, że stoi bardzo solidnie. Obowiązkowo sfotografowaliśmy to miejsce. Za chwilę poszliśmy dalej – w stronę Koziej Przełęczy. To miejsce słynie z braku słońca i z tego, że jest tu bardzo wąsko. Dalej trasa przebiegała po gładkich płytach skalnych, które w czasie deszczu są niezwykle niebezpieczne, bo grożą pośliźnięciem i upadkiem w przepaść. Wróciliśmy na grań główną, skąd mieliśmy wspaniałe widoki na większość Tatr. Po chwili przeszliśmy przez dwie małe przełączki, aż do Zmarzłej Przełęczy 2123 m która nie wymaga żadnych umiejętności, ale jednak należy mieć ją na uwadze, ponieważ dnia zginął tu 19-sto letni chłopak z Łodzi, który pośliznął się i spadł w kilkudziesięciometrową przepaść. Za płytami trawersowaliśmy północnym zboczem Zamarłą Turnię. Trawers nie był trudny, ale po jego przejściu czekało nas zejście 38-letnią, metalową drabinką, która jest już mocno zardzewiała i groziła upadkiem w dużą przepaść (stan na rok 2010). Na szczęście odnowiono uchwyty, bo jeszcze dwa lata temu ich przednie części obejm odpadły, przez co drabina trzymała się tylko na dwóch zardzewiałych śrubach i u góry na dwóch przyspawanych rurach przymocowanych do skały. Wejście na drabinkę ułatwiał nam łańcuch, a samo zejście odbywało się nie w pionie, jak to by się mogło wydawać, ale schodziliśmy ukośnie, z przechyłem na lewą stronę. Właśnie tutaj przystanęliśmy i sfotografowaliśmy największe trudności tego szlaku. Z góry wydawało nam się, że drabina kończy się przepaścią, przez co wielu mniej doświadczonych turystów mających lęk wysokości rezygnuje z dalszej drogi i wraca do Zawratu. Jednak my mieliśmy piękny, słoneczny dzień, dzięki czemu mogliśmy zauważyć małą półkę skalną nad przepaścią, do której doszliśmy przy pomocy dwóch łańcuchów. Kolejny odcinek to zejście do Koziej Przełęczy 2137 Kiedyś był to dla mnie jeden z najtrudniejszych momentów. Schodziliśmy przy pomocy łańcuchów, gdzie w trakcie schodzenia trafiliśmy na moment, gdzie na czterometrowym zrębie skalnym nie mieliśmy gdzie postawić stopy, a pod nami widniała dość duża dziura. Jednak, kiedy przyjrzeliśmy się dokładniej, zejście nie było takie straszne. Można tutaj znaleźć punkt podparcia i iść dalej. W tym miejscu opuszczaliśmy się na łańcuchu, trzymając go nieustannie w rękach, bardzo mocno, i pomału rozpoczęliśmy schodzenie, starając się położyć stopy na gładkich płytach skalnych. Przy takiej pogodzie zejście okazało się bezproblemowe, ponieważ podeszwa Vibram bardzo dobrze trzyma się tych płyt. W końcu doszliśmy do Koziej Przełęczy, która była bardzo ciemna, ciasna i zimna. Wygląda nieprzyjaźnie dla ludzi i raczej nikt się tu nie zatrzymywał. Nawet w spokojne dni wieją tutaj wiatry. My również nie odpoczywaliśmy na przełęczy. Cały czas drogę wskazywały nam łańcuchy i czekało nas zejście prawą stroną przez kilkadziesiąt metrów, przy pomocy łańcuchów po sypkiej, wąskiej ścieżce, po czym za odcinkiem łańcuchowym poszliśmy zgodnie za znakami - skręciliśmy gwałtownie w lewo. Całą wysokość, którą dotychczas osiągnęliśmy i którą teraz utraciliśmy musieliśmy z powrotem „odrobić”. Podejście z przełęczy rozpoczynało się bardzo stromym podejściem na Kozie Czuby 2239-2263 m Jest to zbiór kilku mniejszych wierzchołków ubezpieczonych łańcuchami. Po przejściu stromego i wymagającego wielu sił podejścia mogliśmy przejść łatwiejszą trasą. Na tutejszej ścieżce szliśmy skałkami, na których mogliśmy już bezpiecznie stawiać kroki i przystawać na chwilę. W połowie drogi do góry, musieliśmy wejść jeszcze na prawie pionową ścianę skalną, na której zainstalowano trzynaście nowych klamer. Po prawej stronie przebiegał dodatkowo łańcuch. Dwa lata temu siódma klamra była poluzowana, a trzynasta - przerdzewiała i upiłowana po lewej stronie. Teraz mogłem zobaczyć, że zostało wykonanych wiele prac na tym szlaku. Wiele odcinków łańcuchowych i klamer zostało po prostu wymienionych na nowe. Po przejściu trudności weszliśmy na pierwszy szczyt Kozich Czubów. Po chwili przeszliśmy na kolejne, z dużą ilością łańcuchów. Ten fragment pozwolił nam cieszyć się pięknymi widokami, ponieważ szlak prowadził bezpośrednio granią. Po przejściu wszystkich Kozich Czubów za chwilę przeszliśmy na Wyżnią Kozią Przełęcz 2240 m Od tego miejsca nasza wędrówka odbywała się bardzo stromym kominkiem, ubezpieczonym na całej długości łańcuchami, prowadzącym na sam jego szczyt. Poziom trudności kominka nie jest zbyt duży, ale ostrożności nigdy nie za wiele, bo w tym miejscu najmniejszy poślizg oznaczał upadek z dużej wysokości. Po jego przejściu nareszcie dotarliśmy na Koziego Wierchu 2291 m Jest to najwyższa góra w Polsce, która należy w całości do naszego terytorium kraju. Jak się okazało na ten szczyt dotarliśmy w 2h 25min. Kiedy zobaczyliśmy, że cała Orla Perć wymaga około sześciu godzin pomyśleliśmy, że nie przeszliśmy nawet połowy. Bardzo strome i długie zejścia oraz podejścia potrafią bardzo zmęczyć, dlatego wiedzieliśmy, że jeszcze będziemy potrzebowali wielu sił. Na szczycie zrobiliśmy tylko dziesięciominutową przerwę, a łącznie na całej trasie mieliśmy ich tylko trzy – oczywiście na zdjęcia, bo czymże byłoby wyjście w góry bez zdjęć? Widok z Koziego Wierchu uważam za mniej atrakcyjny, dlatego nie zatrzymywaliśmy się tu na dłużej. Z tego miejsca mogliśmy podziwiać panoramę Tatr. Góra dawała możliwość wejrzenia do Doliny Pięciu Stawów. Stąd mogliśmy zejść czarnym szlakiem,, gdybyśmy chcieli zakończyć wędrówkę. Turyści chcący przejść Orlą Perć w dwóch częściach ze względu na krótki dzień korzystają z tej opcji. Zejście z Koziego Wierchu nie wymagało żadnych umiejętności, ponieważ ten odcinek nie prowadził trudnymi skałami. Szlak wytyczono trawersem po chodniku z poukładanych kamieni, dzięki czemu mogliśmy nabrać sił. Kamienny chodnik zaprowadził nas do chyba najbardziej widowiskowej przełęczy zwanej Przełączką nad Doliną Buczynowską 2225 m Można stąd podziwiać przepiękne Tatry Bielskie. Szlak zakręcał tu dokładnie o 90°, a po prawej stronie kończył się urwiskiem. Od tego miejsca zaczyna się osławiony Żleb Kulczyńskiego, którym teraz musieliśmy schodzić. Osławiony, ponieważ we mgle często stawał się trudnym miejscem do zejścia. Niektórzy stracili tutaj życie ze względu na zbyt dalekie zejście zakończone przepastnymi stokami. Prawidłowy szlak prowadzi nim tylko przez pewien czas i według mnie ten fragment jest dobrze oznaczony. W razie przegapienia szlaku dalej schodzi się czarnym szlakiem do Koziej Dolinki. Musieliśmy uważać. Przy słonecznej pogodzie oznaczenia widzieliśmy bardzo dobrze, ale nie mogliśmy ignorować tego miejsca, ze względu na gładkie płyty skalne, na które spadały drobne kamyczki, czy też ziemia. Nie trudno wtedy o poślizg. Dla bezpieczeństwa przykucnęliśmy i powoli schodziliśmy tak, aby przez przypadek nie zrzucać jakichkolwiek kamieni. W pewnym momencie żleb, zakręca w prawo nad eksponowanym miejscem, gdzie w razie poślizgu szanse na wyhamowanie maleją do zera. Po dość powolnym zejściu żlebem zauważyliśmy czarny szlak biegnący w dół do Koziej Dolinki. My jednak poszliśmy dalej czerwonym, który skręcił gwałtownie w prawo. Po wyjściu ze żlebu naszym oczom ukazała się ogromna, bardzo wąska, biegnąca szczeliną "ścieżka". Zapowiadałem Danielowi, że dla osoby, która jest tu pierwszy raz będzie to wielkie przeżycie. Z dołu wygląda bardzo trudno i niebezpiecznie i wydaje się nie do przejścia. Daniel zrobił tutaj obowiązkowo serię zdjęć. Ja zorientowałem się, że moje wcześniejsze zdjęcia raczej do niczego się nie nadadzą, bo na obiektywie miałem wielki, tłusty ślad, który zniszczył praktycznie każde zdjęcie. Dopiero tutaj przetarłem obiektyw i od tego momentu moje zdjęcia również nadawały się do relacji. Podeszliśmy do najniższego punktu kominka. Kiedy szedłem pierwszy raz zapytałem samego siebie „to ja mam tutaj wejść?”. Jednak kiedy zaczęliśmy się wspinać zobaczyliśmy, że ten komin nie jest trudny technicznie, choć ekspozycja robił tutaj ogromne wrażenie. Po wejściu na jego szczyt poszliśmy łatwą ścieżką na Zadni Granat 2240 m Z tego miejsca odchodzi zielony szlak do Koziej Dolinki. Wejście na Granaty nie było trudne, bo szliśmy tu tylko delikatnie ubezpieczonymi skałami. Jedyną trudność mogło sprawić nam postawienie dużego kroku na szpiczastą skałę, która znajduje się po drugiej stronie nad 15m przepaścią, w odległości 1,5 metra od nas. Nad tą szczeliną skalną wisiał tylko jeden łańcuch. Tak sobie pomyślałem, że to taka ostatnia deska ratunku. Łańcuch jest za nisko zawieszony, żeby można było się go przytrzymać. Po przejściu na drugą stronę trzymaliśmy się jedynie haka przytrzymującego ten łańcuch. W końcu doszliśmy do Skrajnego Granatu 2225 m Tu odpoczęliśmy po raz drugi ze względu na piękne widoki i niewielki ruch. Dalej czekała nas godzinna wędrówka stromymi kominkami i szczelinami na całej długości ubezpieczonych łańcuchami. Ze szczytu schodziliśmy przy pomocy łańcuchów, które zaprowadziły do Granackiej Przełęczy 2177 m Samo zejście odbywało się po sześciennych, gładkich i zrębowych skałach, na których często nie można było stabilnie postawić stopy. To zejście dla mniej wprawnych turystów mogło być szczególnie męczące dla rąk. Ja szedłem pierwszy, a Daniel za mną. Nagle dostałem jakimś kamieniem w głowę. Zabolało, ale na szczęście poza małą raną nic się nie stało. Na szlaku jest wiele luźnych kamieni, dlatego trzeba ciągle uważać. Schodząc dalej, w żlebie korzystaliśmy z wielu łańcuchów, ponieważ zwykle jest tu ślisko. Dzisiaj mieliśmy szczęście, bo skały wszędzie były suche. Trudność zwiększała tu z pewnością wystająca na całej długości, wzdłuż, w środku ścieżki, ostra, wąska ale bardzo długa skała, gdzie trudniej było utrzymać stabilny krok. Mimo wszystko nie czuliśmy się tutaj niebezpiecznie. Ścieżka kończyła się zakrętem pod kątem 90°, za którą widniała już tylko przepaść. Po przejściu tego etapu szliśmy przez chwilę mniej wymagającymi skałkami i naszym oczom ukazała się nowa, srebrna drabinka, która w przeciwieństwie do pierwszej, była bardzo stabilnie przymocowana i mogliśmy jej w pełni zaufać. Za odcinkiem z drabinką minęliśmy Orlą Basztę i zeszliśmy kolejnym bardzo stromym zejściem w dół, o podobnym poziomie trudności, co poprzednio. Teraz czekało nas następne wejście trudnym, bardzo stromym i wyczerpującym kominkiem na Przełęcz pod Buczynowymi Czubami. Komin był ubezpieczony na całej długości. Dodatkowo cały odcinek przechodziliśmy nad dużą przepaścią. W tym miejscu idący pierwszy raz turyści z Krzyżnego zwykle rezygnują z dalszej wyprawy. Nie weszliśmy na szczyt Wielkiej Buczynowej Turni, a jedynie ominęliśmy ją szerokim trawersem, bo tak prowadził szlak. Za chwilę czekało nas kolejne trudne zejście o poziomie trudności takim samym, jak za Skrajnym Granatem. Tuż po przejściu tego momentu weszliśmy dość niebezpieczną ścieżką na Buczynowe Czuby. Stąd podziwialiśmy Krzyżne. Widzieliśmy ostatni punkt na mapie Orlej Perci, jakby na wyciągnięcie ręki. Jednak nie zauważyliśmy bardzo stromego zejścia w dół, stąd myśleliśmy, że to już koniec. Kiedy rozpoczęliśmy schodzić i ujrzeliśmy co jest jeszcze przed nami załamaliśmy się na chwilę. Byliśmy dość mocno zmęczeni – ja szczególnie, bo szedłem po pracy i po nieprzespanej nocy. Mimo wszystko narzuciliśmy na całym odcinku dość szybkie tempo i nieustannie je utrzymywaliśmy. Od teraz schodziliśmy nieco łatwiejszym zejściem z małą ilością łańcuchów. Dotarliśmy do Buczynowej Przełęczy za pomocą ostatniego systemu łańcuchów w szczelinie skalnej. Musieliśmy jeszcze podejść na Małą Buczynową Turnię, co zmęczyło nas dodatkowo. Dalsza droga na Krzyżne 2112 m była już bardzo łatwa i szlak prowadził chodnikiem z ułożonych kamieni. Po dojściu na Krzyżne podziwialiśmy jedną z najpiękniejszych panoram w Tatrach – widok na Tatry Wysokie i Bielskie. Słyszeliśmy nawet stąd Siklawę, która znajduje się blisko kilometr pod nami w pionie. Widzieliśmy również Wielki Staw Polski i Przedni Staw Polski. Krzyżne kończyło tą krótką, ale piękną przygodę. Z Krzyżnego zapamiętałem jeszcze jeden fakt, że Daniel, który na chwilę położył się w tutejszych trawach zapytał mnie, czy widzę trzy chmury na niebie. Zdążył wypowiedzieć tylko te trzy słowa, po czym zapytał „te, ty już śpisz?”. Był zdziwiony, jak w ciągu wypowiadania trzech słów zasnąłem bardzo szybko i mocno. Spaliśmy około pół godziny. Cała Orla Perć zajęła nam 5h 25 min z trzema przerwami po 10min. Niestety czekało nas jeszcze dwugodzinne zejście do Murowańca jedynym, żółtym szlakiem, przez nieatrakcyjną Dolinę Pańszczycy lub pięknym i widokowym żółtym szlakiem do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Wybraliśmy tą drugą opcję, ale wiedzieliśmy, że będziemy potrzebować jeszcze ponad cztery godziny na zejście. Najbardziej nie podobała nam się perspektywa powrotu przez Dolinę Roztoki, która po długiej trasie dłuży się niemiłosiernie. Pomimo trudności narzuciliśmy sobie dość szybkie tempo, podziwiając czerwone liście krzewów jagodowych, rdzawe trawy i zielone liście jarzębiny. Przystanęliśmy jeszcze na chwilę przy schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Zejście do Doliny Roztoki z tłumami bardzo stromym i długim trawersem bardzo nas męczyło. Dolina Roztoki również dłużyła się w nieskończoność. Mieliśmy za sobą czternaście godzin ciągłej wędrówki i podróż w nocy. Musieliśmy jeszcze wrócić tego samego dnia… W okolicach Wodogrzmotów Mickiewicza tam, gdzie kończy się szlak zielony prowadzący Doliną Roztoki, zatrzymaliśmy się. Daniel poszedł za potrzebą, a ja usłyszałem, że ktoś mnie woła. Nie poznałem tych osób. Podeszły do mnie dwie dziewczyny, które poznałem podczas wypadu „Maria 5”, z którego relację publikowałem tutaj na Flogu. Bardzo chciały przejść Orlą Perć i chciały żebym kiedyś zabrał jena ten szlak. Pytały o szczegóły. Ja na razie z powodu niedospania miałem wszystkiego dość. Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań i doświadczeń z gór, bo zawsze lubiliśmy rozmawiać o tym, gdzie pojedziemy i co możemy zobaczyć na szlakach. Zapytały mnie jeszcze o 52-letnią Marię znad morza, która również była pasjonatką gór. Niestety już nigdy się z nią nie spotkałem. Bardzo miło nam się rozmawiało, ale niestety czas nas ciągle poganiał i w miłym nastroju musieliśmy się pożegnać. Z Palenicy Białczańskiej podjechaliśmy busem do Kuźnic, gdzie mieliśmy zaparkowany samochód. Daniel przed dalszą jazdą wyspał się choć trochę, po czym udało nam się wrócić jeszcze tego samego dnia. Podsumowując Orla Perć dla mnie była normalnym szlakiem wymagającym jedynie zwiększonej uwagi. Nie czułem tam lęku, czy też niepokoju, jak kiedyś. Danielowi szlak się bardzo podobał i miał okazję do zrobienia wielu ciekawych zdjęć. Większość zdjęć, które tutaj publikuję pochodzą właśnie od niego ze względu na tłustą plamę, o której wspominiałem wyżej. Szlak z pewnością pozwolił zobaczyć piękne panoramy, czy też sfotografować ciekawe miejsca z ubezpieczeniami. Miejsca z drabinami, klamrami, czy też kominy skalne dają piękne widoki i ciekawą perspektywę spojrzenia. Z pewnością polecam ten szlak osobom chodzącym po Tatrach.
To complete the whole 4.5km trail, we start at Zawrat pass, 2159 metres above sea level.Mostly the trail leads along the mountain ridge, through several peak
Szczegóły Kategoria: Góry Odsłony: 18880 Piękna i BestiaO tym że jest to najpiękniejszy górski szlak w naszych górach, nie trzeba zbytnio nikogo przekonywać. O tym że jest to jednocześnie Bestia, wielu już się przekonało. Od ponad stu lat gdy szlak został wytyczony i zaopatrzony w ułatwienia w postaci klamer, łańcuchów i drabinek, wiele osób straciło życie a wielu uległo wypadkom. Zbyt duża wiara we własne umiejętności, brak pokory i rozwagi, brak przygotowania i znajomosci specyfiki terenu a czasami drobny błąd. Niewiele potrzeba by przyjemna wędrówka zamieniła się w tragiczną. Nie jest to szlak dla każdego. Jeżeli już ktoś zdecyduje się przejścia to kilka porad dla rozpocząć swoją przygodę z "Piękną" i mieć z tego przyjemność a nie wyłącznie wyścig z czasem i zmęczenie, warto podzielić przejście na 3 odcinki. Najlepszym miejscem na naszą "bazę" jest schronisko w Pięciu Stawach Polskich. To najkrótsza droga by dotrzeć na Zawrat. Warto jednocześnei pamietać że od Zawratu po Kozią Przełęcz wiedzie szlak jednokierunkowy. Zawrat - Mały Kozi Wierch - Żydowski Żleb - Zmarzłe Czuby - Zmarzła Przełęcz - Zamarła Turnia - Kozia Przełęcz - Kozie Czuby - Wyżnia Kozia Przełęcz - Kozi Wierch - Przełączka nad Buczynową Dolinką - Żleb Kulczyńskiego - Czarne Ściany - Zadni Granat - Pośrednia Sieczkowa Przełączka - Pośredni Granat - Skrajna Sieczkowa Przełączka - Skrajny Granat - Granacka Przełęcz - Wielka Orla Turniczka - Orla Przełączka Niżnia - Orla Baszta - Pościel Jasińskiego - Buczynowe Czuby - Przełęcz Nowickiego - Wielka Buczynowa Turnia - Mała Buczynowa Turnia - Ptak - Kopa pod Krzyżnem - Przełęcz KrzyżnePomysłodawcą budowy Orlej Perci był Franciszek Henryk Nowicki, proponując w 1901 r. wytyczenie drogi od Wodogrzmotów Mickiewicza przez Wołoszyn, Krzyżne, Granaty, Kozi Wierch i dalej do Zawratu. Tutaj szlak miał łączyć się z istniejącym już szlakiem na Świnicę, a dalej biegnąć przez Kasprowy Wierch i Czerwone Wierchy aż do Doliny Kościeliskiej. Szlak został wytrasowany w latach 1903-1906 nakładami Towarzystwa Tatrzańskiego i wielkiego miłośnika Tatr, księdza Walentego Gadowskiego, któremu pomagali Jakub Gąsienica Wawrytko, Klimek Bachleda i kilku innych górali. W latach 1904 i 1911 wytrasowano szlaki łącznikowe, które pozwalają na pokonywanie trasy w krótszych odcinkach, przy czym szlak Zmarzły Staw Gąsienicowy – Kozia Przełęcz – Dolinka Pusta wytrasowano w 1912, zamknięto w 1925 i ponownie wyznakowano w 1953. Panorama na całą Orlą Perć Na Zawracie zaczyna się szlak jednokierunkowy dochodzący do Koziej Przełeczy. Od lewej: Kozia Przełęcz, Zamarła Turnia, Zmarzła Przełęcz i Mały Kozi Wierch Środkowa część szkaku wiedzie od Koziej Przełeczy przez Kozi Wierch i Granaty. Po drodze musimy pokonać owiany wieloma legendami słynny krok nad przepaścią. A jest to szczelina na Skrajnej Sieczkowej Przełączce W zimie Orla Perć zmienia się w bardzo trudny szlak, dostępny wyłącznie dla bardzo doświadczonych osób i z zdjęciu Przełęcz Krzyżne od strony Doliny Pańszczycy. Kozi Wierch, Kozie Czuby, Zamarła Turnia i Zmarzła Przełęcz w groźnej zimowej wersji Orla Baszta i Wielka Buczynowa Turnia, widok ze Skrajnego Granatu Przełęcz Krzyżne. Koniec lub dla niewielu, początek szlaku, oraz punkt przecinania się żółtego szlaku, biegnący z Doliny Pańszczyca do Doliny Pięciu Stawów Polskich Z przełęczy jest bajkowy widok na całą Dolinę Pięciu Stawów Polskich (choć jest ich 6) i najbardziej klimatyczne schronisko w Tatrach. opracowanie & foto: Albin Marciniaknajlepsza mapa z przebiegiem szlaku i wariantami podziału na fragmenty:fotorelacje:. . telefon alarmowy w górach601 100 300 – żółty szlak znad Czarnego Stawu Gąsienicowego na Skrajny Granat. Czas przejścia: 1:45 h, ↓ 1:20 h – czerwony (Orla Perć) przebiegający granią główną z Zawratu przez Kozi Wierch, Granaty i Buczynowe Turnie na Krzyżne. Czas przejścia z Zawratu na Krzyżne: 6:40 h Szlaki dojściowe W rejon Orlej Perci prowadzi wiele popularnych szlaków dojściowych, część z nich jest też często samodzielnym celem wycieczek. Orla Perć jest osiągalna od strony: Kasprowego Wierchu i Świnicy szlakiem czerwonym wzdłuż grani – trasa trudna, eksponowana, z ułatwieniami w postaci łańcuchów i klamer, 3 h;Doliny Gąsienicowej ze schroniska "Murowaniec" szlakiem niebieskim na Zawrat – trasa trudna, eksponowana, ubezpieczana łańcuchami, 2:30 h; szlakiem żółtym na Kozią Przełęcz – trasa trudna, ubezpieczana łańcuchami, 2:30 h; szlakiem czarnym, prowadzącym przez Rysę Zaruskiego i Żleb Kulczyńskiego – trasa trudna, ubezpieczana łańcuchami, 3 h; szlakiem zielonym wyprowadzającym między Zadnią Sieczkową Przełączkę a Zadni Granat – trasa średnio trudna, 3 h; szlakiem żółtym tuż pod wierzchołek Skrajnego Granata – trasa średnio trudna, 2:45 h; szlakiem żółtym przez Dolinę Pańszczycę na Krzyżne – trasa o niewielkich trudnościach technicznych, ale dość żmudna i długa, 3:30 Pięciu Stawów Polskich ze schroniska szlakiem niebieskim na Zawrat – trasa o niewielkich trudnościach technicznych, 2 h; szlakiem żółtym na Kozią Przełęcz – trasa trudna, eksponowana, z łańcuchami i klamrami, 2 h; szlakiem czarnym na Kozi Wierch – trasa średnio trudna, żmudna, 2:15 h; szlakiem żółtym na Krzyżne – trasa o niewielkich trudnościach technicznych, trochę żmudna, 2:30 h. podziemia miasta zamki i pałace skanseny parowozownie muzea miejsca wyjątkowe forty i twierdze zabytki sakralne Woda - szlaki kajakowe, spływy, wyprawy, rejsy spływy kajakowe polecane rejsy imprezy Żaglowce AKCJE EKOLOGICZNE - CZYSTE GÓRY CZYSTE SZLAKI rajdy, zloty imprezy górskie daty i rocznice testy sprzętu książki schroniska fotorelacje konkursy tanie linie Kuchnie świata mapy Tatr online Małopolska Gościnna sprzęt outdoorowy - testy - porady - nowości - zapowiedzi rower on tour POLAND ON TOUR - VISIT POLAND Aleja Podróżników, Odkrywców i Zdobywców Underground in Europe Polecamy NAJPIĘKNIEJSZE PODZIEMIA TURYSTYCZNE W POLSCE Zamki i Pałace w Polsce polecane do zwiedzania Obiekty UNESCO w Polsce Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej... all4web Odwiedza nas 409 gości oraz 0 użytkowników.
Popis trasy: Nejlepším východiskem na hřebenovou tůru zvanou Orla Perć nebo česky Orlí stezka je chata polského svazu turistů Murowaniec (1 500 m). Impozantní budova s metrovými kamennými zdmi má dlouhou historii – otevřena byla v roce 1925 a rekonstrukcí prošla v letech 1950–1951 a poté byla obnovena po požáru v roce 1963.
Pogoda ostatnio niezmiennie rozpieszcza. Znowu zatęskniłem za górami, ale Ukochana stwierdziła, że ma już przesyt i mogę sobie jechać sam. Stwierdziłem, że skoro tak, to wyskoczę w Tatry przypomnieć sobie jak wygląda Orla Perć. Kiedyś był to mój ulubiony szlak, niestety w ostatnich latach jakoś tak wypada, że rzadko się tam pojawiam. Postanowiłem poważnie podejść do problemu i nastawiłem budzik na 2:00, co poskutkowało tym, że fotkę rozpoczynającą pod autem w Zakopcu zrobiłem o 4:39, a następnie ruszyłem z buta do Kuźnic. Na dzień dobry wybrałem szlak niebieski przez Skupniów Upłaz, kiedy wyszedłem ponad las zaczynało szarzeć i można było schować czołówkę. Wschód słońca oglądałem jedząc drugie śniadanie na ławeczkach powyżej schroniska. Tam też spotkałem pierwszych turystów, którzy mieli w planie Orlą + Świnicę na początek. Mój plan był zacząć od Przełęczy Krzyżne, iść sobie niespiesznie robiąc dużo zdjęć i skończyć tam gdzie akurat wypadnie - sielanka. Ruszyłem więc całkowicie zacienioną Doliną Pańszczycy, podziwiając pięknie oświetlone szczyty. Dopiero na przełęczy znowu zobaczyłem słońce. W całkowitej samotności rozpocząłem wędrówkę. Początkowo Orlą idzie się jak zwykłym szlakiem. Było cieplutko, bezwietrznie, niskie słońce przepięknie oświetlało góry. Wkrótce pojawiły się łańcuchy. Naprzemiennie, dół i w górę, strome żleby, przepaście. Fajnie się szło, bo zupełnie pusto. Ruch zaczął się dopiero przy Granatach, ale nie jakiś masakryczny. Spotkałem troje turystów, z których spotkałem rano o wschodzie. Szybko im poszło z tą Świnicą. Zażartowałem, że ja też muszę zaliczyć Świnicę, skoro oni dali radę. Całą drogę starałem się dokładnie analizować trudności, żeby wyczaić jakieś odcinki, na które mógłbym zabrać Ukochaną. Niewiele by się tego znalazło, np. od Skrajnego Granatu do Zadniego - co miałem już na oku wcześniej, ale teraz wyczaiłem jeszcze jeden prosty odcinek: wyjść Żlebem Kulczyńskiego na Kozi Wierch i zejść do Piątki. Pozostałe odcinki, niestety nie dla Ukochanej. Na Kozim Wierchu zastanawiałem się co dalej. Teoretycznie szlak robi się jednokierunkowy i nie można zejść na Kozią Przełęcz. Wracać się do Koziej Dolinki trochę mi się nie chciało. Czasowo wyglądało, że mógłbym spokojnie dość nawet do Zawratu i w ten sposób zaliczyć całość Orlej, co było kuszące. Posiedziałem, pojadłem, popiłem, pogadałem z ludźmi, porobiłem zdjęcia. Przekonałem nawet dwóch chłopaków, którzy szli od Kasprowego, żeby się nie napinali, na przejście Orlej do końca. Jeden czuł się mocny i kozaczył przed drugim, że do 19:00 dojdą na Krzyżne, najtrudniejszy odcinek za nimi, za za Granatami nie ma już łańcuchów. Uświadomiłem, że są... dużo łańcuchów. W końcu zdecydowałem się pójść pod prąd. Wiem nieładnie, ale przepuszczałem wszystkich, co jeszcze bardziej spowolniło moje i tak wolne tempo. Faktycznie odcinek Kozi - Kozia można uznać za najtrudniejszy kawałek Orlej Perci, ale widoki w stronę Świnicy wynagradzają wszystko. W okolicach Koziej na szlaku było już bardzo mało ludzi. Na dodatek odniosłem wrażenie, że ci którzy tutaj jeszcze są, bardzo tego żałują. Chłopak z dziewczyną, on klnie na czym świat stoi, żali mi się: "rozjebałem zegarek, rozleciały mi się adidasy", co za skurwiel wymyślił te łańcuchy!", "pierwszy raz na orlej?" pytam... "tak, pierwszy i kurwa ostatni". Kawałek dalej słyszę, że się pokłócili, tak na serio. Dziewczyna zaczęła śmigać po łańcuchach w górę, a on stał i rzucał za nią kurwami. Od Koziej do Zawratu nie ma już nikogo na szlaku, więc poruszam się dość szybko. Jednak coraz częściej myślę o Świnicy - wszystko przez tych spotkanych po drodze i mój rzucony na Granatach żart. Na Zawracie jestem 17:15, tabliczka pokazuje 2h do Murowańca, czyli zdążyłbym tam zejść przed zmrokiem, a potem z czołówką do Zakopca. Ostatnie spojrzenie na góry. Słońca pod wieczór coraz więcej. Piękny byłby zachód na Świnicy. No ale brakło czasu. No jak to, kurde... mnie brakło czasu? Sam idę i nie zdążyłem? Co jest ze mną nie tak starość? Nie no, jakbym poszedł na dół, to niskie morale by mnie dobiło. Idę na Świnicę Dosłownie moment i już jestem. Powietrze mocno nieprzejrzyste, ale jest dobrze Jem sobie kolację. Na kolację miałem dokładnie to samo co na obiad i śniadanie Na szczycie jest jeszcze gościu z mamą, mają nocleg w Piątce. Zbierają się, zostaję sam. W końcu i ja się zbieram i nagle szok. Na szczyt wychodzą chłopaczek z dziewuszką. Bardzo młodzi, 15-16 lat na oko. Wychodząc na górę minąłem ich 5 minut przed szczytem. Wyglądało na to, że oni te 5 minut robili w pół godziny. Dziewuszka ma bardzo niewyraźną minę, jakby się miała rozpłakać. Chłopaczek rozgląda się dookoła i pyta "czy wie pan, którędy schodzi czerwony szlak na dół?". Odpowiadam, że dokładnie tak jak wyszli, rozwidlenie do Świnickiej Przełęczy jest trochę pod szczytem i pokazuję palcem. Dziewuszka patrzy przerażona, na łańcuchy, po których przed chwilą tu weszła i mówi, że tędy nie zejdzie. Stoimy tak we trójkę, chłopaczek mówi, żebym szedł przodem, a oni jakoś powoli dadzą radę. Idę, ale w głowie mam milion myśli... Przecież nie można ich tak zostawić? Czy mają chociaż czołówki? Jedzenie, picie, coś więcej do ubrania? Stanąłem na rozwidleniu, patrzę wstecz - oni ciągle na górze, zaplątani w łańcuchy, dziewuszka trzyma się kurczowo rękami i zębami, chłopaczek ciągnie ją za nogę w dół. Na szczęście objawił się jakiś koleś. Zamieniłem z nim parę słów, zamierza nocować na szczycie, ma porządny sprzęt foto, nastawia się na fotografowanie zachodu i wschodu. Pojawia się jeszcze para, przygotowana na biwak w namiocie. Idą na zachód na szczyt, a potem rozbiją się gdzieś niżej. Z ulgą pozostawiam młodych pod ich opieką i postanawiam ratować siebie. Dzień kończy się piękną grą światła. Powrót idzie mi dobrze. Jestem już przy schronisku. Zmęczony ale zadowolony z siebie. Spotykam chłopaków, którym na Kozim uświadamiałem trudy parcia na Krzyżne. Okazało się, że dopiero po 18:00 byli na Skrajnym Granacie i mając w głowie moje ostrzeżenia zeszli w dół. Razem schodzimy do Zakopanego rozmawiając o górach. 21:30 jestem przy aucie. Przed północą w domu. Warto było Jeżeli komuś mało zdjęć to link do sporej galerii tutaj: Ogólnie zrobiłem 364 zdjęcia (takie, które zostają), a migawka klapneła mi 1436 razy... to chyba mój jednodniowy rekord, ale wycieczka była długa - 17 godzin, to chyba też nowy rekord
49.218333N 20.028611E Orla Perć is a tourist path in the Tatra Mountains in southern Poland. It is considered one of the most difficult and dangerous Orla Perć (Street) • Mapy.cz - in English language
Kochamy podróżowanie, a w podróżowaniu cenimy aktywny wypoczynek (z małymi wyjątkami ). Może stąd pasja do gór i pragnienie wyznaczania kolejnych celów do zdobycia. Naszym nieśmiałym marzeniem była Orla Perć. W Tatrach zdobyliśmy trochę szczytów (wliczając Rysy do Korony Gór Polski), ale Orla Perć wydawała się inną ligą, szlakiem przeznaczonym dla górskich wyjadaczy… Naczytaliśmy się relacji na blogach, przeanalizowaliśmy mapy i filmiki na YouTubie, podpytaliśmy osób, które nią przeszły o stopień trudności i postanowiliśmy „teraz albo nigdy”. W minioną sobotę przeszliśmy prawie cały szlak (został na następny rok odcinek ze Skrajnego Granatu na Przełęcz Krzyżne) i zrealizowaliśmy marzenie . Warto próbować, przełamywać swoje słabości i wykorzystywać każdą wolną chwilę na maksa… Poczucie satysfakcji jest bezcenne, a wspomnienia pozostają na całe życie. Oczywiście każdy ma swoje cele i tak jak dla nas ekstremalne doznania w górach są gwarancją szczęścia, tak ktoś inny może pragnąć zupełnie czegoś innego i dobrze. Ważne, żeby rozpoznać te pragnienie i dążyć do niego za wszelką cenę . Do wpisu o sobotniej wyprawie dodamy jeszcze krótką relację z trasy i opis trudności. Orla Perć to szlak w Tatrach Wysokich, który prowadzi stokami oraz granią przez przełęcze i szczyty. Jest często uważany za najtrudniejszy i najniebezpieczniejszy szlak turystyczny w Polsce. Przejście Orlą Percią warto podzielić na etapy: 1) Zawrat- Kozia Przełęcz 2) Kozia Przełęcz- Kozi Wierch 3) Kozi Wierch- Skrajny Granat 4) Skrajny Granat – Przełęcz Krzyżne (to musimy nadrobić )Przeszliśmy prawie 24 km, bo startowaliśmy z parkingu w Brzezinach. Nasz plan był trochę hardcorowy. Zajechaliśmy po północy, przespaliśmy się w samochodzie i przed wyszliśmy w góry. Zakładaliśmy, że przejdziemy połowę Orlej Perci ze względu na to, że startowaliśmy z samego dołu. Udało się jednak przejść znacznie więcej (przydaje się bieganie w tygodniu). Zanim weszliśmy na Zawrat, szliśmy przez Dolinę Suchej Wody (po drodze mijając Psią Trawkę), minęliśmy schronisko Murowaniec i szlakiem niebieskim dotarliśmy do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Podejście na Zawrat sygnalizowało wysoki stopień trudności w dalszej części trasy. Idąc granią ciągle schodziliśmy trochę w dół, żeby potem znowu mozolnie wspinać się na górę. Przejście Koziej Przełęczy było bardzo emocjonujące, ponieważ zaczynało się słynną drabinką zawieszoną na pionowej ścianie… Z innych charakterystycznych miejsc na szlaku Orlej Perci zapamiętaliśmy strome zejście bez żadnych łańcuchów Żlebem Kulczyńskiego , podejście pionową ścianą przez Komin pod Czarnym Mniszkiem, krok nad przepaścią (dosłownie, bo pod spodem była pionowa ściana w dół) na Skrajnej Sieczkowej Przełączce… Na pewno trzeba uważać i skupić się na każdym kroku, w przypadku zmęczenia lepiej odpuścić, niż próbować dalej, bo o wypadek nie trudno… Ze Skrajnego Grantu zeszliśmy szlakiem żółtym z powrotem do Czarnego Stawu Gąsienicowego, żeby wrócić tą samą drogą co rano i dotrzeć do samochodu. Pod koniec trasy nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, więc idealnie rozłożyliśmy siły akurat na tyle, żeby wystarczyło na powrót. Mieliśmy cudowną pogodę, tłumów z rana nie było, dopisywało nam szczęście, a co za tym idzie, dobry humor. Czego chcieć więcej? No może jedynie więcej takich wyjazdów ….
. 613 2 228 572 80 17 240 714
krok nad przepaścią orla perć